Zbrodnie w Marionetarium

Widzowie "Karczmy Jeruzalem" poznają historię oberży, która niegdyś znajdowała się tuż za murami miasta. Okoliczni kupcy omijali to miejsce ze względu na złą sławę. W karczmie przestępcy prowadzeni na szubienicę wypijali na koszt miasta ostatni łyk najgorszego trunku. Na noc pozostawali w niej jedynie podróżni, którzy nie zdążyli dotrzeć do Gdańska przed zamknięciem bram grodu.

Ostatnim właścicielem oberży był Foriasz. Jego żona zmarła wkrótce po urodzeniu syna Alberta. Po pewnym czasie wdowiec ożenił się z apodyktyczną Helgą. Albertowi nie układały się relacje z macochą, więc potajemnie opuścił dom. Karczma przynosiła coraz mniejsze zyski. Kobieta wymyśliła metodę, jak zdobyć pieniądze, żeby przeprowadzić się do innego miasta. Namówiła Foriasza do zbrodni. Nocą zabijali zatrzymujących się w oberży zamożnych gości, ciała zakopywali w ogrodzie, a zrabowany majątek ukrywali. Wszystko szło zgodnie z planem, aż pewnego wieczoru w oberży pojawił się Albert, udający zmęczonego wędrowca.

Tradycyjny marionetkowy spektakl okazał się doskonałą formą, aby mroczną historią zainteresować zarówno małych, jak i dorosłych widzów. W dzieciach opowieść momentami wywołuje strach, lecz dzięki pośrednictwu lalek nie są przerażenie. U dorosłych natomiast dreszcz emocji wzbudza przede wszystkim rzadko spotykana i starannie dopracowana plastyczna warstwa spektaklu (bogato zdobiona scena, malarskie tło oraz kunsztownie wykonane marionetki). Nawet publiczność, która nie zna języka polskiego uważnie ogląda przedstawienie.

Artyści od początku konsekwentnie podsycają atmosferę tajemniczości i budują napięcie. Publiczność zajmuje miejsca w zadymionej sali. Widzi przed sobą obiekt, który przypomina szafę gdańską. Dopiero aktorzy (Daria Głowcka, Sławomir Banaś) po krótkim wprowadzeniu w historię rozchylają jej drzwi i przemieniają w scenę. Akcja wielokrotnie przenosi się z planu lakowego w żywy. Nieustannie zaskakuje bogactwo sposobów animacji. Artyści znikają za sceną i pozostają widoczne jedynie lalki, na widowni prowokują subtelne interakcje marionetek z publicznością czy animują lalkę znajdując się przed sceną, a grę wzbogacają o mimikę. Ku punktowi kulminacyjnemu efektownie prowadzi pantomimiczna, rozgrywana w żywym planie, sekwencja dokonywania zabójstw. Ilustruje ją ponura muzyka. Aktorzy kolejny raz zadziwiają w finale, gdy oprócz zdolności intonacyjnych dają wspaniały popis umiejętności wokalnych.

Po spektaklu widzowie mają okazję przyjrzeć się z bliska detalom scenografii Karoliny Michałek i malowanym przez nią twarzom marionetek, na których widoczne są cechy charakterów postaci. Aktorzy cierpliwie instruują, jak animować lalki.

Na marionetkowy tryptyk "Legend Gdańskich" złoży się jeszcze "Zegar Gdański" i "Papuga Jana Heweliusza", przedstawiane na tej samej scenie, lecz z inną scenografią i lalkami. Wszystkie będą grane jednego dnia, ale o różnych porach. Sądząc po zainteresowaniu turystów Marionetarium, staje się ono kolejną atrakcją gdańskiej Starówki.



Maria Maczuga
e-teatr.pl
26 lipca 2017
Spektakle
Legendy Gdańskie