Zbyt dobry spektakl, czyli życie codzienne potworów

W zeszłym roku na poziomie próby zarysu wstępu do hipotezy, w tym roku już pełnoformatowy spektakl. Kolejny pomysł z Sopot Non-Fiction doprowadzony do scenicznego finału.

Spektakl "Album Karla Höckera" to artystyczny duży kaliber. Dotyka tematyki, którą w Polsce aż strach dotknąć. Reżyser Paul Bargetto wtyka kij w mrowisko, doskonale uświadamiając sobie, że poruszane kwestie interesują nie tylko historyków badających zjawisko nazizmu. Skala, na której można oznaczyć niższość i wyższość rasową, nadal istnieje w zbiorowej wyobraźni, a temat nieuzasadnionego użycia terminu "polskie obozy zagłady" powraca co jakiś czas, budząc zrozumiałe, silne emocje.

Bargetto z Małgorzatą Sikorską-Miszczuk, autorką tekstu dramatu, i z aktorami warszawskiego teatru Trans-Atlantyk zaproponowali widzom wspólne przejrzenie starego albumu ze zdjęciami. Moda na sentymentalną stylistykę retro nie przemija, a stare fotografie na ogół kojarzone są z sielską atmosferą dawnych spotkań rodzinnych, z jakimiś mitycznymi lepszymi czasami, które bezpowrotnie przeminęły. Tym razem jednak przeglądamy album szczególny - z autentycznymi zdjęciami pracowników obozu koncentracyjnego Auschwitz.

Teatr Trans-Atlantyk - teatr oraz inicjatywa artystyczna

Pomysł na spektakl jest niezwykle prosty, klarowny. Aktorzy, co jakiś czas przyjmujący rolę widzów, zajmujących pierwszy rząd, ustawiają się w pozach widocznych na wyświetlanych kolejno fotografiach. Z wyrazu twarzy, gestów upamiętnionych w albumie, starają się odczytać myśli i słowa przedstawionych osób. W ten sposób odtwarzają codzienne życie obozu zagłady jako zakładu pracy i miejsca odbywania służby wojskowej. Reżyser posłużył się techniką improwizacji, sam pojawia się kilkakrotnie na scenie, uwieczniając smartfonem sceny, w których aktorom udało się odtworzyć kadry z czasów wojny.

Im wierniej zostaje odtworzony kadr, tym większy wzbudza w widzach niepokój. Sceny rozmów w miejscu pracy, wizytacji, wspólnych wycieczek, wczasów, czyli sytuacje najzupełniej oswojone w życiu większości z nas, lecz ukazane jako element obozowego życia, budzą ogromny niepokój. Od pierwszych scen, od rozmowy, którą odbywa tytułowy Karl Höcker, wchodzimy w sytuację bardzo zwyczajną... aż przerażająco zwyczajną. Karl dowiaduje się, że przyjaciel załatwił mu świetną pracę... w Auschwitz. Jakim trzeba być człowiekiem, żeby taką pracę podjąć? Może właśnie zwyczajnym, uwikłanym w sytuacje rodzinne, towarzyskie, łasym na pochwały, docenienie, gratyfikacje, awanse? Chcącym się realizować zawodowo? Dochowującym wierności żołnierzem? A może człowiek, przystosowując się do warunków pracy, stopniowo przełamuje się i dojrzewa do zła? Może zło powszednieje, a granica wewnętrznego oporu wobec niego przesuwa się z czasem, jeśli przebywa się dłużej w zgranej grupie?

Po wyjściu z teatru ogarnęło mnie wrażenie, że byłam świadkiem zbyt dobrej gry aktorskiej i zbyt żywej sztuki. Było dużo ruchu, dużo dobrych, szybkich dialogów, były dobrze zaśpiewane piosenki, częste zmiany umownych, ale bardzo dopracowanych kostiumów. Wyjątkowo wolałabym, żeby akurat ten spektakl aż tak nie wciągał... Mógłby się dłużyć, ale niestety się nie dłużył. Niestety nie był nudny, niestety był nawet zabawny. Twórcy bezlitośnie wciągnęli widzów w przedstawiany świat. "Album Karla Höckera" to niepokojący, wręcz drażniący, spektakl, ważny i przemyślany, w którym wiele scen można odczytać jako symboliczne. "Album Karla Höckera" uświadamia też, jak wybiórczo działa ludzka pamięć, w której często zachowują się detale, a nie ogólny obraz. Podobnie wybiórczo postrzegamy rzeczywistość, fotografując. Tło obozowych fotografii nie zawsze pozwala odgadnąć, gdzie zostały wykonane. Twórcy spektaklu przywrócili znaczenie temu, czego nie widać, temu czego nie objęło oko obiektywu.



Małgorzata Bierejszyk
Gazeta Świętojańska
8 września 2015