Zdalna biesiada u stóp Etny

W czwartek 11 lipca miałam okazję wysłuchać w ramach Festiwalu „Ogrody Muzyczne" retransmisji koncertu niemieckiego wirtuoza skrzypiec, Davida Garretta. Festiwal odbywa się od 2001 roku na Dziedzińcu Wielkim Zamku Królewskiego w Warszawie w lipcowe popołudnia i wieczory. Program obejmuje koncerty na żywo oraz retransmisje oper i baletów z renomowanych teatrów na całym świecie. David Garrett wystąpił ze swoim projektem ICONIC pięć miesięcy temu w legendarnym starożytnym teatrze greckim w sycylijskim mieście Taormina, gdzie widzowie – oraz warszawscy telewidzowie – mogli, oprócz muzyki, napawać się także widokiem majestatycznego wulkanu Etna.

Garrett, urodzony w 1980 roku w Akwizgranie w rodzinie niemiecko-amerykańskiej, rozpoczął grę na skrzypcach jako czterolatek, a pierwszy konkurs skrzypcowy wygrał rok później. Uznany za genialne dziecko artysta w wieku dwunastu lat został uczniem Idy Haendel, a już jako trzynastolatek koncertował z Zubinem Mehtą i miał podpisany kontrakt z Deutsche Grammophon. Jego życiorys to niebywałe sukcesy, najlepsi nauczyciele i szkoły, koncerty na najważniejszych scenach świata i nagrania z najbardziej prestiżowymi wydawcami na rynku oraz wielomilionowa fortuna. Ale także samotność artysty koncertującego i cena popularności, jaką płaci się głównie własnymi emocjami i zdrowiem za dziwne znajomości oraz istnienie bezlitosnych plotkarskich mediów. To życie pełne wzlotów i upadków, także dosłownie – jak wtedy, gdy upadł podczas koncertu w Londynie niszcząc sobie przy tym ukochane skrzypce Guadagniniego z 1772 roku.

Skrzypek darzy poprzedzających go wirtuozów wielką miłością – być może dlatego, że pierwszego Stradivariusa otrzymał jako dziecko w podzięce za koncert od ówczesnego prezydenta Niemiec. Z tego uczucia, jak sądzę, w 2022 roku zrodził się ostatni projekt oraz trasa koncertowa artysty zatytułowana ICONIC. Jest to hołd składany mistrzom skrzypiec takim jak Fritz Kreisler, Jascha Heifetz, Zino Francescatti, Arthur Grumiaux i Yehudi Menuhin. ICONIC razem z Garrettem tworzą gitarzysta, kompozytor i aranżer Franck van der Heijden, basista Rogier van Wegberg, a w Taorminie zagrała z nimi Orkiestra Teatro di Messina pod batutą Gianny Fratty. Gościem specjalnym był Matteo Bocelli, śpiewak i syn słynnego śpiewaka. Program koncertu objął przede wszystkim utwory wielkich kompozytorów, w tym hity takie jak „Rondo Alla Turca" Mozarta czy „Ave Maria" Schuberta, ale także aranżacje tradycyjnych melodii oraz mniej znane utwory wirtuozów, na przykład Kreislera.

Idea retransmisji koncertów granych ówdzie była dla mnie nowym doświadczeniem, które nie urzekło mnie tak, jak zapewne miało urzec w zamyśle organizatorów Festiwalu. Energia muzyki granej na żywo jest jednak zupełnie inna. Jako że dopiero co wróciłam z Sycylii, skusiła mnie wizja ponownego patrzenia na Etnę z perspektywy starożytnego teatru, którego nie omieszkałam dokładnie obejrzeć będąc w Taorminie. Widownia w festiwalowym namiocie na królewskim Dziedzińcu też była raczej mało swobodna – nikt nie klaskał, bo przecież artyści oglądani na gigantycznym ekranie i słuchani z doskonale rozstawionych głośników, i tak by nie usłyszeli. Zapowiadający retransmisję autor programu projekcji festiwalowych, Robert Kamyk, bardzo się starał przełamać lody z publicznością, co wypadło jowialnie, niemal biesiadnie, w konwencji kojarzącej mi się z oglądanym w dzieciństwie „Telewizyjnym Koncertem Życzeń".

David Garrett, mimo że w dniu koncertu i nagrania miał publiczność na żywo, a wokół dodatkowo magiczną scenerię, przez pierwsze pół godziny koncertu również wydawał mi się nieco drętwy. Ożywił go dopiero zaaranżowany na skrzypce i orkiestrę „Danse macabre" Saint-Saëns'a. Prawdziwą wirtuozerię pokazał również we fragmentach „Czterech Pór Roku" Vivaldiego, a rzewną, romantyczną ekspresję w otworach Dworzaka, Schumanna, Fauré. Do końca koncertu udało mu się utrzymać energię skrzypcowego mistrza, choć nie mogłam oprzeć się wrażeniu, że gwiazdorskie życie wiele go kosztuje.

Spośród współartystów najbardziej urzekł mnie Rogier van Wegberg grający na szczególnym instrumencie – jest to Meridian Vimana, którą basista firmuje własnym nazwiskiem. Dyrygentka Gianna Fratta prowadziła orkiestrę z wyczuciem i delikatnością, ale i ogromną siłą, co jest tym bardziej godne podziwu, że program koncertu był naprawdę wymagający. Matteo Bocelli, którego słyszałam po raz pierwszy, oprócz „Ave Maria" wykonał także wzruszający przebój „Caruso", dzieło poświęcone wielkiemu włoskiemu tenorowi, Enrico Caruso. Śpiew Bocellego juniora był przyjemny, czysty, w barwie równie namiętny, co tembr sławnego ojca, natomiast trema artysty nie pozwoliła mu wyrazić przebogatej treści emocjonalnej utworów. A może słuchając go na żywo odebrałabym to inaczej?

Tego wieczoru Festiwal Ogrody Muzyczne zapewnił swoim słuchaczom dawkę międzynarodowej wirtuozerii, zróżnicowany repertuar i przepiękną scenerię koncertu owianego czarem sycylijskiej magii. Festiwalowy namiot bywa nazywany „Warszawskim Letnim Salonem Muzycznym", a od 2006 roku w ramach Festiwalu realizowany jest dodatkowo program edukacyjno-artystyczny dla dzieci – Dziecięce Ogrody Muzyczne.

Oby ta piękna inicjatywa się rozwijała i zapraszała wszystkich artystów do wykonywania koncertów na żywo w Warszawie.



Agnieszka Kledzik
Dziennik Teatralny Warszawa
16 lipca 2024