"Zemsta" za 3 grosze

Teatr Bakałarz z Krakowa postanowił uwspółcześnić "Zemstę" Fredry, ale nie poprzez sposoby, którymi zazwyczaj uwspółcześnia się obecnie klasykę - czyli przypisując Rejentowi Milczkowi atrybuty prezesa PiS-u, a najgłupszym postaciom (np. Murarzom) - jego wyborców, lecz w zupełnie inny, zaskakujący sposób.

Przedstawienie zaczyna się od solowego występu Podstoliny śpiewającej słynny niegdyś przebój "Miłość w Portofino". Obdarzona piękną, szczupłą figurą i równie atrakcyjną, wyrazistą urodą Lidka Baściuk, ubrana w obcisłą, czerwoną suknię bez pleców, wykonuje tę piosenkę niczym Jenny swój song w "Operze za 3 grosze". Aktorka bardzo dobrze śpiewa i uzyskuje świadomie zamierzony, dramatyczny efekt. Już ten prolog zapowiada, że historia opowiedziana w "Zemście" zmieni swój charakter z dobrodusznej satyry na polskie pieniactwo, na historię o brutalnej rzeczywistości z prawdziwymi tragediami. Aby jeszcze bardziej uwypuklić tę zmianę podejścia do wymowy tekstu Fredry, reżyser umieszcza historię w świecie mafii. Głównym mafiozem, "Ojcem Chrzestnym", jest Rejent Milczek (Mieszko Syc), a Wacław (Jakub Wierzejski) to jego "syn" - bo nie wiemy czy to prawdziwy syn, czy typowy mafijny "niby-syn chrzestny", następca. Z czasem jednak okazuje się, że tak właśnie jest. Wacław to tzw. młody wilk, który snuje intrygę, dzięki której na końcu zdobywa władzę, eliminując fizycznie wszystkich protagonistów z "Ojcem Chrzestnym" na czele i zostając z majątkiem obu zwalczających się klanów oraz ze zdobyczą w naturze, czyli najbardziej wartościową samicą - Klarą (Kinga Sobieszczańska). Jego współpracownikiem w walce o władzę okazuje się Papkin (Bartłomiej Wiktor), który za upokorzenia w domu swego mafioza, czyli u Cześnika (Mateusz Wiskulski), odpłaca się zabiciem swego patrona, a i sam na końcu, jak to zdrajcy, ginie. Wszystko to odbywa się oczywiście w męskim świecie przemocy, gdzie kobiety są traktowane całkowicie przedmiotowo i w końcowej scenie Wacław podaje do pocałowania rękę klękającej przed nim upokorzonej Klarze, co jest dalekim echem słynnej sceny z "Ojca Chrzestnego", gdy do Ala Pacino wchodzą członkowie mafii, a Dane Keaton widzi tylko, jak zamykają się przed nią drzwi do męskiego świata.

Twórcy spektaklu zdołali przeprowadzić ten pomysł bez żadnego przepisywania i dopisywania tekstu. Jedyny zabieg, jakiego się dopuścili, to nieznaczne zmiany w kolejności scen. Reszta jest rozegrana aktorstwem i pomysłami na rozwiązania. Spektakl jest wykonywany przy żywej muzyce. Dwuosobowy zespół to Śmigalski (Aleksander Jaworski), który gra na skrzypcach, i Dyndalski (Marcin Dąbrowski), który gra na gitarze. W intrydze bierze udział jeszcze Murarz (Krzysztof Piła), który jest ofiarą tortur.

Czy ten spektakl jest tragedią - jak film "Ojciec Chrzestny" czy jednak komedią - jak "Zemsta" Aleksandra Fredry? Aktorzy grają na obu tych strunach. Zaczyna się od wspomnianego, nieomal tragicznego tonu w wykonaniu "Portofino", potem jednak dominuje ton farsowy, obecny w początkowych sekwencjach. Ale im dalej, tym bardziej atmosfera się zagęszcza. Jak to zazwyczaj w historiach z męskiego świata, najbardziej tragiczne wrażenie wywołuje los kobiet. Tutaj - walcząca o podmiotowość, a użyta jako mięso armatnie, ginąca w końcowych sekwencjach - Podstolina i Klara - która przeżyła, ale którą czeka los nieomal niewolnicy - robią prawdziwe wrażenie.

Jest to bardzo ciekawe i pomysłowe odczytanie "Zemsty". Zapewne, gdyby zrobiła to Maja Kleczewska w Teatrze Narodowym, to przedstawienie by było przebojem, a studenci WoT-u z Akademii Teatralnej mogliby napisać ciekawe prace dyplomowe z wątkiem gender studies. Chociaż niewykluczone, że jakiś dramaturg by zaraz podopisywał kawałki z Eliota i Yeatsa i wszystko popsuł.

Przedstawienie jednak jest wystawione na maleńkiej scenie Teatru Bakałarz na krakowskim Kazimierzu i nawet ostatni rząd bez trudu liczy seksowne znamiona na gołych plecach Podstoliny. Takie warunki - maleńka scena, bliska widownia, plus mały budżet na wystawienie (głównie chyba zużyty na suknię Podstoliny) - nie pozwalają utalentowanym aktorom, z których każdy jest na swój sposób ciekawy i charakterystyczny, uzyskać odpowiedniego efektu. Niestety pół-amatorski charakter samego teatru i warunki, w jakich działa, uniemożliwiają zespołowi walkę w głównym nurcie. Bardzo bym jednak chciała zobaczyć to przedstawienie w warunkach prawdziwej sceny, bo jest to klasyka prawdziwie żywa.



Jagoda Hernik Spalińska
e-teatr.pl
1 lipca 2019
Spektakle
Zemsta