Zemsta znaczy katharsis

Kiedy niewinnie zamordowani nie odchodzą, nie pozwalają żywym o sobie zapomnieć, trzeba ich pomścić, aby dokonało się katharsis. Filozofia daleka od tego, co obowiązuje w naszej kulturze, ale znacznie bardziej przekonująca i bliska naturze człowieka

Polymestor i jego potomstwo muszą zapłacić za śmierć dzieci Hekabe. Dopiero kiedy sprawiedliwości staje się zadość, bohaterka może już spokojnie odejść z tego świata.

Bydgoska Hekabe po zatoczeniu przez czas koła, odradza się jako młoda kobieta. Obarczona jednak balastem doznanych tragedii, które m.in. symbolizuje wisząca na manekinie spalona szata. Rozpacz Hekabe po stracie dzieci bardzo szybko przeradza się w żądzę zemsty. Aktorka pięknie pokazuje zmiany emocjonalne zachodzące we wnętrzu bohaterki. Bardzo subtelnie i powściągliwie. Z pozornym dystansem planuje odwet na oprawcy. Zaskoczyła mnie w tej postaci Marta Nieradkiewicz. Myślałam, że okaże się do tej roli zbyt delikatna. Tymczasem ona odkryła tu bardzo drapieżne, wielowarstwowe wnętrze dojrzałej kobiety, mimo targających nią emocji, na zewnątrz bardzo opanowanej. Co więcej, momentami delektującej się, zwłaszcza w scenie z Agamemnonem, wizją z premedytacją zaplanowanej zemsty. Gratulacje dla aktorki, no i dla reżysera za tak trafny ruch obsadowy.

Rzeczywistość jest kołem powtarzających się wojen, zbrodni, losu determinującego człowieka w świecie bez boga. Znakiem tego jest usytuowana w głębi sceny, zmontowana z surowych stalowych elementów karuzela. Na obręczy otoczona długimi łańcuchami. Karuzela, na której w jednej ze scen kręcą się statystki i Polyksena, jest równocześnie potrzaskiem. Kiedy się obraca, nie sposób już przedrzeć się przez łańcuchy.

Postaci stąpają po do białości spopielonej ziemi, z której wyłaniają się strzępy ubrań, fragmenty butów…To symbol wielowarstwowo nakładających się na siebie zgliszcz, rozmaitych, zniszczonych wojnami i nienawiścią cywilizacji, kultur, na których rodzą się kolejne. To koresponduje z owym kołem czasu.

Czas „pomiędzy”, o którym mówi Hekabe w monologu, od czasu przeszłego i teraźniejszego oddzielają wznoszące się i opadające, nie zawsze do końca, żelazne kurtyny. Dzięki temu mit ma szansę przenikać do historii.

W interesujący sposób uwspółcześniono też chór. Jego głos nie ogranicza się tylko do historii Hekabe. Traktuje problem bardziej uniwersalnie.

Postaci grają we współczesnych kostiumach. Bardzo zresztą ciekawych.

Pomimo, że „Hekabe” jest tragedią, inscenizatorzy przydali przedstawieniu sporo interesującego humoru. Jak choćby elektryczny naszyjnik Agamemnona, który Mateusz Łasowski w pewnym momencie podłącza do przedłużacza i oglądamy na jego piersi wieloma kolorami mieniące się żarówki. A prawdziwe życie to przecież właśnie tragikomedia.  Agamemnon Mateusza Łasowskiego  to obok Hekabe najciekawsza postać tego przedstawienia. Z wyglądu marzenie współczesnych kobiet. Wielki luz. Także w stroju. Trochę kokieterii i uwodzicielskie spojrzenia. Dramatów wewnętrznych ta postać nie przeżywa, ale bardzo ubarwia przedstawienie.

Polyksena Magdaleny Łaskiej to typowa nastolatka naszych czasów. Niedbała poza, guma w ustach…Bardzo wzruszająca w scenie przy karuzeli, kiedy na moment zamienia się w małą, zagubioną dziewczynkę. Efekt ten osiąga dzięki ciekawej modulacji głosu.

Nie sposób też nie zauważyć Artura Krajewskiego w roli Odyseusza czy „Niemej” Małgorzaty Witkowskiej.

Sporo też w tym przestawieniu wspaniałej gry poza tekstem. Bardzo wymownych pauz.

Po raz pierwszy zobaczyłam w teatrze tak sensownie i artystycznie interesująco zastosowane monitory telewizorów. Zwłaszcza w scenie oślepiania Polymestora. Hekabe spryskuje ekrany czerwoną farbą w sprayu. Jak krew spływa  po szkle, postać na ekranie w tym momencie zamiera. Niesamowite wrażenie!

Rewelacyjna jest też w tym spektaklu warstwa dźwiękowa. Usytuowany z dwóch stron - w tyle sceny i w górze za widownią - chór oraz wibrująca emocjami muzyka Piotra Bukowskiego potęgują tragizm sytuacji bohaterów.

Ogromną rolę odgrywa też mistrzowskie operowanie światłem. I tu głęboki ukłon w stronę Roberta Łosickiego!

Znakomicie uwspółcześniony,  dzięki stylistyce przedstawienia,  został przez Łukasza Chotkowskiego w adaptacji  język. Uwolniony od archaicznie brzmiącego już dziś patosu tłumaczenia.

Nieprzypadkowo po zakończeniu przedstawienia przez scenę przebiega i zasiada wśród widzów pies. Wszakże  według wersji jednego z mitów o Hekabe, bohaterka po śmierci najmłodszego z synów, zamieniona w sukę wyjącą na jego grobie, rzuciła się z rozpaczy do morza. I tu wspaniały debiut sceniczny Dady!

To najpiękniejsze i najciekawsze artystycznie przedstawienie antycznego tekstu, jakie oglądałam. I dzięki bydgoskiemu teatrowi za to, że nie był to np. „Pięć (albo sześć) razy Eurypides”, ale po prostu jedna świetnie zrobiona „Hekabe”.



Anita Nowak
Teatr dla Was
11 marca 2011
Spektakle
Hekabe