Zestrzelony kolorowy ptak

Wyobraź sobie świat, który nie pozwala być sobą. Wyobraź sobie świat, który próbuje tłumić i niemal zdusić w zarodku wszelką inność i indywidualność. Wyobraź sobie świat, w którym dziecko boi się reakcji rodziców na to, kim naprawdę jest. Wyobraź sobie świat, w którym nie możesz kochać tego, kogo chcesz.

Teraz wyobraź sobie, że nie musisz sobie wyobrażać. Wyjrzyj za okno, wyjdź na ulicę, rozejrzyj się wokół. Ten antyutopijny świat już jest. Iwona Kempa postanowiła o nim opowiedzieć, przygotowując spektakl „Spóźnione odwiedziny".

Spektakl zaczyna się przejmująco. Na scenie widzimy długi, biały stół. Wokół krzesła, w tym samym kolorze, ustawione w lekkim nieładzie. Wszystko ginie w półmroku. Z lewej strony widzimy mikrofon na statywie. Podchodzi do niego chłopak (Piotr – Aleksander Gałązka), który wyglądem przypomina Briana Molko (wokalistę, gitarzystę i autora tekstów zespołu Placebo). Śpiewa piosenkę „Rocket Man" Eltona Johna. Wchodzi na stół, tańczy na nim. Ostatecznie kładzie się na wznak na środku stołu, przez co nabiera on charakteru stołu ofiarnego czy też... katafalku. Wokół niego zaczynają zbierać się ludzie. Dwie pary, z których jedna okaże się parą jego rodziców, a druga to jego kolega z klasy i domniemany oprawca, również z rodzicami.

Tego wszystkiego jednak dowiemy się w trakcie trwania spektaklu. Ascetyczny w formie, bogaty w treść spektakl opiera się na dialogach – wszelkie napięcia zawarte są w słowach. Na scenie zastosowano też ciekawy zabieg: pod horyzontem długiej, ale wąskiej sceny ustawione są krzesła. Dwa po dwóch stronach. Aktorzy nie za każdym razem znikają za kulisami. Czasami po prostu siadają na krzesłach i zastygają, nie biorąc udziału w akcji. W ten sposób symbolicznie pokazane jest, że niezależnie od tego, gdzie się znajdują, zawsze będą częścią zaistniałej sytuacji.

W miarę upływu czasu, na jaw wychodzą coraz bardziej przerażające fakty. Nieco przypomina to historię z „Sali samobójców" – filmu w reżyserii Jana Komasy. Rodzice nie mają pojęcia, co robią ich dzieci. Szkolne upokorzenia Piotra ze „Spóźnionych odwiedzin" też popychają go do wkroczenia w wirtualną rzeczywistość. Poprzez swoje filmy, umieszczane w serwisie YouTube, staje się obiektem żartów i ofiarą totalnego niemal wykluczenia ze swoich rówieśników. Nikt nie pomyśli o tym, że jest to metaforyczny krzyk rozpaczy kolorowego ptaka, który codziennie jest ostrzeliwany w locie.

Sytuacja sceniczna od razu może kojarzyć się też z „Bogiem mordu". Tekst Yasminy Rezy również opowiada o wymuszonym przez okoliczności spotkaniu dwóch par małżeńskich w sprawie, która wydarzyła się pomiędzy ich synami. Jednak w „Bogu mordu" (zresztą również zrealizowanym na deskach Teatru Słowackiego, Scenie MOS – premiera 25.03.2010, reżyseria Marek Gierszał) bardziej zwracamy uwagę na niekonwencjonalne zachowania. W spektaklu Iwony Kempy na pierwszy plan wysuwają się ukrywane emocje, uprzedzenia i poglądy, do tej pory skrzętnie ukrywane przez bohaterów.
Na poziomie aktorskim całemu zespołowi należy szczerze pogratulować. „Spóźnione odwiedziny" to spektakl trudny do zagrania, ponieważ opiera się na wytworzeniu napięć między postaciami oraz szczerości (lub nieszczerości) ich uczuć i zamiarów. Przez dużą część spektaklu niemy Piotr chodzi z kamerą cyfrową wokół bohaterów. Robi długie ujęcia zbliżeń twarzy lub dłoni. Obraz z kamery wyświetlany jest na białym horyzoncie. Widzimy każde drgnięcie powieki. Obecność Piotra w spektaklu jest symboliczna, ponieważ to właściwie jakby jego dusza, która wciąż błąka się pomiędzy bliskimi. Chłopak popełnił samobójstwo, a uwikłani w jego historię ludzie spotykają się po fakcie. Długo zostaje w pamięci postać Jana – Marcin Sianko brawurowo zagrał rolę ojca młodego oprawcy. Mężczyznę, który jest pełen sprzeczności i w sytuacji, która go przerasta, niechcąco ujawnia swoją prawdziwą twarz.

Spektakl wystawiony jest w Domu Machin, czyli na dawnej Scenie Miniatura Teatru im. Juliusza Słowackiego, w związku z czym niewielka ilość publiczności może (lub mogła) go zobaczyć, biorąc pod uwagę pandemiczne obostrzenia. Mam jednak nieodparte wrażenie, że dla tych „wybrańców", którzy mieli szczęście zdobyć bilet, jest to sztuka, która zapadnie w pamięć. „Spóźnione odwiedziny" zrobione są po części w hołdzie młodym ludziom, dla których zjawisko homofobii na co dzień w naszym kraju okazało się zabójcze – i to dosłownie. Iwona Kempa buduje na scenie surowy świat, w którym nie ma miejsca na rzeczy, jest za to przestrzeń na szczerość i emocje. Jeśli tylko zdobędziemy się na odwagę. Niezwykle smutne jest jednak to, że taka przestrzeń zaczyna się materializować w głowach dopiero w obliczu prawdziwej tragedii.



Joanna Marcinkowska
Dziennik Teatralny Kraków
31 marca 2021
Portrety
Iwona Kempa