Zjawisko socjologiczne i artystyczne

"Wałbrzych" znaczy w teatralnym slangu tyle, co "a jednak się udało". O tym, jak się to robi na prowincji, opowiada Sebastian Majewski, dyrektor artystyczny wałbrzyskiego Teatru Dramatycznego

Teatr Dramatyczny w Wałbrzychu to zjawisko socjologiczne i artystyczne, temat reportaży i entuzjastycznych recenzji. W Wałbrzychu debiutowali za dyrekcji Piotra Kruszczyńskiego Jan Klata i Maja Kleczewska, świetne spektakle realizowali Monika Strzępka i Paweł Demirski. Powstała scena, która mówiąc ostro o sprawach lokalnych, stała się jednocześnie jednym z najbardziej twórczych, nowoczesnych i otwartych na eksperymenty ośrodków w Polsce.

Wydawało się, że lepiej być nie może. Ale gdy w lipcu 2008 dyrekcję objął Sebastian Majewski, "dopiero się zaczęło". Ruszyła telenowela teatralna o mitach i traumach Wałbrzycha, na afiszach i w planach repertuarowych znaleźli się "Czterej pancerni" i "Gwiezdne wojny", do reżyserii wzięli się: Natalia Korczakowska, Krzysztof Garbaczewski, Piotr Ratajczak, Weronika Szczawińska. Majewski, który przez lata kierował we Wrocławiu słynącą z absurdalnego humoru Sceną Witkacego, wprowadził do Wałbrzycha groteskę i komizm - także w podejściu do najbardziej palących spraw bieżących.

Najlepsze spektakle ostatniego sezonu oraz dwa "trailery teatralne" miały być zaprezentowane podczas Warszawskich Spotkań Teatralnych (odwołanych z powodu żałoby narodowej). W ten weekend rozpocznie się w Wałbrzychu seria majowych premier. Najpierw, 8 maja, "Dynastia" (według legendarnego amerykańskiego serialu) Natalii Korczakowskiej vel sclerosis multiplex, a już 22 maja "Był sobie Andrzej, Andrzej, Andrzej i Andrzej" Moniki Strzępki i Pawła Demirskiego - prześmiewczy obraz autorytetów w polskim przemyśle kulturalnym.

Joanna Derkaczew: Czy w Wałbrzychu nie traktują cię jak najeźdźcę, który tłumaczy wałbrzyszanom, czym jest ich własne miasto?

Sebastian Majewski: Traktują. Dlatego telenowela teatralna "Z rodziny Iglaków", z humorem przetwarzająca wałbrzyskie mity i realia, większą estymą cieszyła się u przyjezdnych. Mieszkańcy uznali, że "co ja im będę pokazywał" czym był hotel Sudety, gdzie mieszkała Olga Tokarczuk, czy że w Wałbrzychu nadal nie ma gdzie pójść na kawę.

Ale takie same zastrzeżenia mieli kiedyś do pierwszych spektakli Jana Klaty, Mai Kleczewskiej czy Piotra Kruszczyńskiego, diagnozujących ostro lokalne problemy. Obruszają się, gdy obcy coś im wytykają. To wynika z zamknięcia Wałbrzycha. Mieliśmy trudną rozmowę po premierze "Peregrynacji Czarnej Izy Wałbrzyskiej", paradokumentalnego tekstu, w którym symbolem miasta staje się prostytutka. Wszyscy, łącznie z wiceprezydentem, poczuli się obrażeni, Klub Inteligencji Katolickiej Civitas Christiana zaprosił mnie na dyskusję.

Przekonywałeś, że w tym porównaniu nie ma nic niewłaściwego?

- Chciałem, żebyśmy zastanowili się nad sensem obrażania się o symbole. Czy gdybym porównał miasto nie do prostytutki, ale do motorynki, to byłoby lepiej? Albo do żyrafy? Bohaterowie Iglaków w jednym z odcinków próbowali wkleić żyrafę i tęczę do herbu Wałbrzycha. I też nie spotkało się to z entuzjazmem.

Wystawiamy teraz "Łyska z pokładu Idy". Wałbrzych będzie przedstawiony jako umęczony koń. Koń, który wyszedł z kopalni, jak większość mieszkańców tego postindustrialnego regionu. Wyszedł i jeszcze zdechł. I co? Koń może być, a prostytutka czy tęcza już nie? Rozumiem, że to są delikatne sprawy. Dlatego próbuję dawać jasne sygnały, że nie nabijamy się z widzów, tylko opowiadamy ich niewypowiedziane dotąd historie.

Masz sygnały, że odbiór się zmienia?

- Na pewno wałbrzyszanie przyzwyczaili się już do pewnej jakości. Nawet ciekawi ich już trochę, czymże to tym razem spróbujemy ich podrażnić. Gdy na ostatni festiwal Fanaberie zaprosiłem piękny, klasyczny, zrealizowany "po bożemu" spektakl z gwiazdami, najbardziej zagorzali krytycy tego, co robię, zamiast "no, nareszcie coś normalnego" mówili, że na taki teatr to już w ogóle by nie chodzili. Wałbrzych nie jest typowym miastem teatralnym. Nie ma grupy, którą można by nazwać "naturalnym sojusznikiem". Nie ma studentów. A młodzież licealna ma jednak trochę inne oczekiwania.

Elitą Wałbrzycha są nauczyciele i urzędnicy, jak w Obrzydlówku u Żeromskiego. Nie ma mieszczaństwa. Nawet Kościół nie ma tu dużego znaczenia, bo Wałbrzych był miastem proletariackim, skomunizowanym. Stąd np. biskupstwo jest w mniejszej Świdnicy.

Nieteatralne miasto i nieteatralny repertuar. W tym sezonie wystawiliście już nową wersję "Czterech pancernych...", czyli "Niech żyje wojna!", szykujecie "Gwiezdne wojny", "Dynastię", "Janosika", "Łyska...", postkolonialne "W pustyni i w puszczy", genderową "Anię z Zielonego Wzgórza", "Winnetou" czy "Był sobie Andrzej, Andrzej i Andrzej..." - broń Boże nie kojarzyć z Andrzejem Wajdą...

- Nie kojarzyć, Boże broń... Ten sezon zatytułowaliśmy "Znamy, znamy". Myślałem o sprawach, które są na tyle oczywiste, a zarazem problematyczne, że pozwolą otworzyć coś zaskakującego. Stąd te tytuły - konkretne, a przecież szalone. W "Czterech pancernych" tematem była nie tyle legenda drugiej wojny, ile walka klas, zniknięcie inteligencji, mieszczaństwa, ziemiaństwa, "schłopienie" Polski.

"Dynastia" też nie będzie melodramatem o Alexis, Crystal i Falon, którą podsunęli kosmici. Z reżyserką Natalią Korczakowską znaleźliśmy inny klucz. Serial budował propagandowy obraz na zamówienie rządu republikańskiego, wyidealizowaną wizję, która dopiero po latach została rozliczona w "Aniołach w Ameryce". Co więcej - powstał w latach 80., gdy epidemia AIDS zabiła tysiące ludzi. W filmie nie ma po tym śladu. Nawet Steven Carrington, który przez chwilę jest gejem, szybko się ze swojego gejostwa leczy. Ten niestandardowy klucz "wirusowy" okazał się fenomenalny. Dynastia to więzy krwi, ale przez krew można też przekazywać choroby.

Krzysztof Garbaczewski w "Gwiezdnych wojnach" sprawdzi, jakie utopijne wizje lokujemy w idei "kosmosu", Bartosz Frąckowiak i Weronika Szczawińska rozliczą naszą ulubioną, egzotyczną lekturę "W pustyni i w puszczy" z zapisanego w niej rasizmu. "Ania..." i "Winnetou" Kasi Raduszyńskiej i Piotra Ratajczaka to będzie pakiet grywany na dwóch scenach jednego wieczora. Na jeden spektakl wpuszczane będą tylko dziewczynki, na drugi tylko chłopcy.

Nie zobaczę "Winnetou"?!

- Nie, nie, nie. To przecież dla facetów. Karol May zresztą - stary wałbrzyszanin. Jako młokos był relegowany ze szkoły w Berlinie i przez dwa lata uczył się w tutejszym drugim liceum ogólnokształcącym, które wtedy nazywało się Staatliche Knabenschule czy jakoś tak... Inne miasto pewnie już dawno zbudowałoby wokół takiej ciekawostki legendę, muzeum i przemysł turystyczny.

"Janosik" mógłby być właściwie o tobie...

- Ten mit interesuje mnie z punktu widzenia współczesnej dobroczynności. Czym jest pomaganie? Czy ja pomagam wałbrzyszanom, podtykając im pod nos ich problemy? Czy ty pomagasz, kupując w kiosku za trzy złote bransoletkę "budujmy studnie w Afryce"? Czy "dobrze pomaga" moja przyjaciółka, która adoptowała sobie przez internet małą murzyńską dziewczynkę i co miesiąc wysyła jej parę dolarów? Jako członkowie bogacącego się społeczeństwa stajemy się odporni na krzywdę. Tłumaczymy sobie "no przecież nie mogę czuć się odpowiedzialny za wszystko". Kupujemy cegiełkę. Podpisujemy petycję. I generalnie mamy dobre samopoczucie.

Co powinno zostać w Wałbrzychu po dyrekcji Sebastiana Majewskiego?

- Przekonanie, że od sześciu lat istnieje teatr, który wyróżnia to miasto. Jest jakimś centrum rozmowy o współczesnym świecie, współczesnej sztuce. Świadomość, że dużo rzeczy, które się w Wałbrzychu rozpoczęły, promieniuje na zewnątrz. Chciałbym zostawić teatr, do którego ludzie przychodzą na spektakle, by z nami dyskutować, a nawet się kłócić. Chciałbym, żeby następna osoba mogła budować dalej teatr, który traktuje widzów poważnie, choć nie bez krytycyzmu.

Sebastian Majewski - (1971), reżyser, dramaturg, dramatopisarz, od lipca 2008 roku dyrektor artystyczny Teatru Dramatycznego w Wałbrzychu. Założyciel Sceny Witkacego.wro we Wrocławiu. Związany z postacią tajemniczego drezdeńskiego autora Andreasa Pilgrima, dobrego Niemca, którego podpis znajduje się często pod wystawianymi przez Majewskiego tekstami. Reżyserował w Koszalinie, Toruniu, Wałbrzychu. Jako dramaturg współpracował z Janem Klatą przy projekcie dokumentalno-teatralnym "Transfer!" oraz przy spektaklach "Sprawa Dantona", "Trylogia", "Ziemia Obiecana".



Joanna Derkaczew
Gazeta Wyborcza
8 maja 2010