Zlepek poetyk

"Pin-Okio" wałbrzyskiego Teatru Dramatycznego (reż. Jakub Porcari) stanowi swoiste połączenie baśni, powiastki filozoficznej i cyrkowego występu. Wielość i różnorodność wykorzystanych w nim środków wyrazu nie służy jednak jakości spektaklu - staje się on bowiem przedziwnym zlepkiem luźno powiązanych scen, w których powaga niebezpiecznie ociera się o śmieszność

Spektakl wystawiany w nowowybudowanym amfiteatrze został nazwany widowiskiem familijnym, które miało przyciągnąć uwagę zarówno młodych, jak i starszych widzów. Pojęcie „familijności” w odniesieniu do „Pin-Okia” zostało jednak użyte nieco na wyrost. Bajkowy tekst Carla Collodiego, przekazujący uniwersalne wartości i mający walory dydaktyczne, został potraktowany jako pretekst do współczesnych i bardzo „dorosłych” rozważań egzystencjalnych. Motyw dziecięcego nieposłuszeństwa przybiera tu raczej postać młodzieńczego buntu przeciwko ograniczeniom, jakie narzuca nam cywilizacja. Pinokio (Danel Chryc) woli pozostać drewnianym pajacem niż dać się wciągnąć w tryby opresyjnej edukacji i pogoni za karierą.

Trudno się jednak bohaterowi dziwić, skoro otaczające go postaci są wielce antypatyczne i komicznie przerysowane. Nawet poczciwy Gepetto (Dariusz Skowroński) to starzec irytująco rozkrzyczany i apodyktyczny. Rysunek bohaterów przełamuje baśniowe schematy – Niebieskowłosa Wróżka (Mirosława Żak) nosi trampki i jest wiecznie znudzona, Świerszcz (Piotr Tokarz) pali papierosy (a po każdym zdaniu wydaje odgłos „cyk-cyk”), a Kot i Lis (Filip Perkowski, Ryszard Węgrzyn) występując w smokingach, poruszają się jak akrobaci. W groteskowym scenicznym świecie pojawia się także trójka postaci kobiecych (Angelika Cegielska, Rozalia Mierzicka, Karolina Krawiec), pełniących niejako funkcję chóru, który komentuje następujące po sobie zdarzenia i wciela się w role bohaterów drugoplanowych. Występy trzech kobiet składają się na barwne i (chwilami zbyt) hałaśliwe tło przedstawienia. 

Wielką zaletą spektaklu jest niewątpliwie ciekawe wykorzystanie przestrzeni amfiteatralnej oraz wprowadzenie motywu „teatru w teatrze” przy współudziale widowni (momencie, gdy Pinokio wybiera się na pokaz marionetek, zabiera ze sobą publiczność do budynku teatru, gdzie - na dużej scenie - rozegra się kolejny epizod). Otwarta przestrzeń stwarza duże możliwości organizacji ruchu postaci – bohaterowie pojawiają się na scenie znienacka, wyskakując z różnych stron lub przechodząc pomiędzy rzędami miejsc.

Przedstawienie łączy w sobie różne poetyki, co wywołuje efekt nierówności, braku konsekwencji i spójności. Sceny znakomite (jak choćby występ teatru marionetek czy wokalne popisy Niebieskowłosej) przeplatają się ze słabszymi, irytującymi przegadaniem. Subtelność emocji i urok baśniowej historii gubi się niekiedy w efekciarskim przekoloryzowaniu, a quasi-filozoficzne wywody zagłuszane są przez krzyki postaci. Spektakl wydaje się dziwnie przerysowany, wpisany w kontekst nadmiaru formy przy niedostatku treści. Z klasycznej opowieści o Pinokiu pozostał jedynie szkielet konstrukcyjny, w który wpisane zostały rozmaite, niekoniecznie spójnie połączone treści (m.in. rozważania o losie młodego aktora w monologu przedstawiającej się z nazwiska Karoliny Krawiec). 

Przedstawienie - na szczęście! - broni się bardzo dobrym aktorstwem. Znakomicie wypada przede wszystkim Mirosława Żak jako Niebieskowłosa (i choćby dla jej występu warto „Pin-Okia” zobaczyć). Ciekawą kreację tytułowego bohatera tworzy również Daniel Chryc, łącząc męski sarkazm z iście dziecięcą spontanicznością. Ryszard Węgrzyn sprawdza się w każdej z ról (Lis, Klaun Ogniożerca, Rolnik, Dyrektor), znajdując godnego przeciwnika i kompana w Filipie Perkowskim (Kot). W epizodach zaś świetne aktorskie miniatury kreślą Angelika Cegielska i Karolina Krawiec. 

„Pin-Okiu” nie sposób odmówić oryginalności i przewrotności w łączeniu poetyk. Wielość wykorzystanych w spektaklu środków, godzenie kontrastów i chęć przemawiania do widza w każdym wieku powoduje jednak, że śledząc sceniczne losy postaci trudno pozbyć się uczucia zdezorientowania. Odbiorca zagubiony w labiryncie konwencji i wprost bombardowany bodźcami popada bowiem w chwilowy zachwyt, który – niestety – może łatwo ustąpić zmęczeniu i poczuciu niekoniecznego przesytu.



Karolina Augustyniak
Dziennik Teatralny Wrocław
5 lipca 2012
Spektakle
Pin-Okio