Złudzenia wolności

Rene Pollesch, sławny niemiecki reżyser awangardy post-dramatycznej, reżyseruje już po raz trzeci w TR Warszawa. Pozostaje wierny swojej formie, w której projekcje wideo, fototapety, ruchome zastawki, niewykończona dekoracja, refreny w scenariuszu, a wreszcie przekraczanie rampy stały się obowiązkowymi składnikami jego języka.

Tak jak autotematyczna gra z formą teatralną, przypominająca widzom, że są w teatrze (jak w sztukach Brechta) - dlatego na scenę wkraczają wykonawcy zaplecza technicznego, w akcji bierze udział suflerka (nawet zmienia kostiumy i wypowiada tekst, a nie tylko podpowiada). Spoiwem jak zwykle dość luźno sklejonego scenariusza jest sugestia, że zwrot w historii naszej cywilizacji nastąpił po opublikowaniu przez NASA zdjęcia całej Ziemi zrobionego z kosmosu (1968). Mowa o tym już na samym początku przedstawienia, aktorzy delektują się tym odkryciem, a potem przez dwie godziny próbują nas przekonać, że tak było, choć to wielce dyskusyjne.

Przy okazji wychodzi na jaw, że zrodzone wówczas, a potem przez wielu podchwycone i wyznawane przekonanie, że świat wirtualny, era komputerów osobistych przyniesie wolność jednostkom, a więc wszystkim, okazało się kolejnym złudzeniem. Pewnie to niezbyt odkrywcze jak na burzyciela kapitalistycznego porządku, ale -jak widać - z wiekiem rewolucyjny temperament nieco słabnie. Spektakl ma jednak sporo zalet, przede wszystkim dzięki poczuciu humoru autora i aktorów, którzy potrafią żartować z najpoważniejszych problemów i ludzi (choćby z Jerzego Grotowskiego). Agnieszka Podsiadlik, Justyna Wasilewska i Tomasz Tyndyk, którzy ten spektakl z temperamentem rysują, dwojąc się i trojąc, dowodzą, że poetyka Pollescha jest im bliska, a rozmaite żarty z teatru i świata mają przyczyny. Jak widać, za wcześnie składać teatr postdramatyczny do grobu, zwłaszcza że paradoksalnie bardzo dużo w nim dramatyczności i literatury.



Tomasz Miłkowski
Przegląd
18 stycznia 2018
Teatry
TR Warszawa