Zły w Muzycznym. Superbohater i gangsterzy w Gdyni

Musicale Wojciecha Kościelniaka w Teatrze Muzycznym zawsze są wydarzeniem, bo też ich pomysłodawca i reżyser świetnie rozumie się z zespołem Muzycznego i konsekwentnie coraz wyżej zawiesza sobie poprzeczkę. "Zły" to spektakl udany, choć nierówny i przytłoczony pomysłami inscenizacyjnymi. Daleko mu jednak do "Lalki" czy "Chłopów".

Wojciech Kościelniak od kilku lat praktycznie w pojedynkę buduje zupełnie nowy nurt w teatrze musicalowym, konsekwentnie stawiając na wielkie dzieła literatury, które dzięki niemu i jego współpracownikom trafiają na scenę - tak powstały "Idiota" Dostojewskiego i "Mistrz i Małgorzata" Bułhakowa (zrealizowane w Teatrze Muzycznym Capitol we Wrocławiu) czy "Lalka" Prusa i "Chłopi" Reymonta (wyreżyserowane w Teatrze Muzycznym w Gdyni). Tym razem sięgnął po jedną z kanonicznych powieści gangsterskich PRL-u - "Złego", dziś mocno jednak zapomnianego Leopolda Tyrmanda. W odróżnieniu od wymienionych, książka Tyrmanda od lat nie funkcjonuje już w świadomości Polaków, więc przywrócenie powieści scenie wydawało się zadaniem bardzo ambitnym i skomplikowanym.

Spektakl Muzycznego próbuje uwieść widza na wiele sposobów. Znajdziemy w nim klasyczne porachunki gangsterskie rodem z filmów akcji, filmowe skróty sceniczne, wątek romansowy, sceny wyjęte z komiksu, w których aktorzy mówią słowami umieszczonych nad nimi komiksowych dymków oraz zawieszoną w stopklatce lub pokazaną za pomocą scenicznej umowności przemoc, brutalne gwałty czy śmierć czyhającą na nieszczęśników, którzy wpadają w ręce bandytów, a także charakterystyczne dla półświatka i nizin społecznych, pełne wulgaryzmów słownictwo.

Nie jest to jednak typowy pastisz komedii gangsterskiej w stylu filmów Quentina Tarantino, choć Kościelniak także ma swojego superbohatera, który nie wiadomo skąd pojawia się i w sposób nieuchwytny dla przeciwników błyskawicznie ich nokautuje lub zabija. Spektakl Muzycznego ma większe ambicje - ma pokazać na scenie blaski i cienie burzliwych lat 50-tych, oddać dziko szerzącą się przestępczość i marzenia o superbohaterze pokroju Spidermana czy Batmana, skrojonym na polską miarę i do tego pokazanego w polskich, pełnych scenicznego uroku realiach PRL-u (świetna, bardzo klasyczna scena rozmowy telefonicznej ze słynnym "pan tu nie stał" lub nie mniej słynne "kup pan cegłę" z obrazu Tadeusza Chmielewskiego "Ewa chce spać", dokumentującego gangsterskie lata 50-te w podobny sposób jak "Zły"), choć w spektaklu stylizowanym na amerykański musical. To niezwykle ciekawe w zamyśle zadanie możliwe jest dzięki świetnym, stałym współpracownikom reżysera.

Piotr Dziubek przygotował wspaniałą, niezwykle barwną brzmieniowo muzykę, w której echa inspiracji latami pięćdziesiątymi zestawił z jazzującymi, swingującymi rytmami oraz nastrojową muzyką filmową, świetnie wykonaną przez prowadzoną tym razem zarówno przez Dziubka, jak i Dariusza Różankiewicza Orkiestrą Teatru Muzycznego. Teksty piosenek, w typowy dla spektakli Kościelniaka sposób dopowiadające sytuację na scenie przygotował Rafał Dziwisz, zaś Damian Styrna stworzył imponującą, potężną scenografię z licznymi animacjami (m.in. zrujnowanej, odbudowywanej dopiero Warszawy) i konstrukcją, stanowiącą z jednej strony piętrowe mieszkanie kilku bohaterów, z drugiej maskę części twarzy Bolesława Bieruta, którego przemówienia słyszymy też co jakiś czas w trakcie spektaklu.

Dochodzą do tego stylowe kostiumy Katarzyny Paciorek, oddające modę czasów PRL-u i kult robotników oraz całkowicie z "epoką" skontrastowana choreografia Jarosława Stańki, efektowna w sekwencjach zbiorowych, z kilkoma bezpośrednimi nawiązaniami do PRL-u (kolejka po bilety do kina, kolejka do telefonu, czy ciekawie pomyślana scena na lodowisku).

Zespół Teatru Muzycznego po raz kolejny wypada bardzo dobrze. Wśród szeregu barwnych postaci, najciekawszą tworzy nieoczekiwanie Ewa Gierlińska w popisowej roli wulgarnej i złośliwej służącej Anieli ("wyglądasz jak koci glut", "sadło ci się zważy" - to najprzyjemniejsze z jej określeń względem współpracowników prezesa Filipa Merynosa) - dawnej "Królowej Siekierek", o czym chętnie sama zaśpiewa. Zaskakująco odrażającą szumowinę Alberta Wilgę wykreował świetny Andrzej Śledź - jedno z największych (pozytywnych) zaskoczeń spektaklu.

Swój talent do gry z manierą Chaplinowską potwierdza z kolei Mateusz Deskiewicz, intrygujący i zabawny w roli Jonasza Drobniaka. Nietypową rolę amanta i dziennikarskiego szpicla jako Kuba Wirus zbudował zupełnie odmieniony Sasza Reznikow. Wokalnie w świetnym songu "Hawajka" błysnęła Sylwia Wąsik czyli Hawajka, dziewczyna prosta i nieco tandetna, zaś Tomasz Steciuk w roli redaktora Kolanko smętnie wypatruje Złego w ironicznej piosence "Nasz senor Zorro". Bardzo efektownie wyreżyserowane są niektóre piosenki zbiorowe, jak "Autobus" czy bardzo efektowna "Wicher, wiatr, kurzawa" podczas wielkiej zamieci.

Nieźle wypadają także główni bohaterowie wątku romansowego - Doktor Witold Halski w wykonaniu Tomasza Więcka, tracący jednak rezon w drugim akcie oraz jego ukochana Marta Majewska, którą Mariola Kurnicka buduje jednak nieco zbyt jednowymiarowo i melodramatycznie, a także rozerotyzowana Olimpia Szuwar, grana przez Annę Marię Urbanowską (Urbanowska ma mocne wejście w spektakl drapieżną "Namiętnością Olimpii Szuwar"). Udany epizod ma Krzysztof Kowalski jako bandzior Moryc.

Jednak główni rywale i bohaterowie - Filip Merynos oraz Zły - należą do najsłabszych bohaterów wieczoru. Zimnego, bezwzględnego bandytę Merynosa Bernard Szyc niepotrzebnie stara się ocieplić swoim wizerunkiem poczciwego papy, łamiąc tę postać i pozbawiając ją tym samym wyrazu i wiarygodności. Zaś Krzysztof Wojciechowski, pomimo wielkich chęci, do roli chmurnego, tajemniczego superbohatera, jakim jest Zły, po prostu nie pasuje. Robi co może by udźwignąć rolę, skrojoną na zupełnie inną miarę - jest poprawny, momentami przejmujący (końcowy monolog), jednak Zły w jego wykonaniu nie elektryzuje i nie intryguje, pozostaje człowiekiem cienia, bez twarzy, którego w eksponowanym miejscu umieszcza jedynie impet całej inscenizacji.

Wojciech Kościelniak chętnie miesza gatunki i konwencje, raz dodając ironiczny nawias (sceny z PRL-u czy parówkowa randka zakochanych), raz ukazując pełne okrucieństwo w tonie dużo bardziej serio (gwałty, sceny przemocy na kobietach). Poszczególne epizody mają urodę filmowych obrazów i czerpią z różnych filmowych technik, zaś wartkie, żywe tempo i rytm tego nieco zbyt długiego spektaklu dobrze maskują jego poważne, choć nieliczne braki. A największym z nich jest dla mnie brak głównego tematu spektaklu.

Bo reżyser wcale nie poświęca szczególnie dużo uwagi tytułowemu bohaterowi, znajdującego się gdzieś obok akcji scenicznej (tłumaczącego swoje postępowanie w nietypowym, wytłumionym, bardzo oryginalnym finale spektaklu), ani opowieści, posiadającej przedziwne dziury dramaturgiczne, związane z wkroczeniem do akcji tajemniczego pana z melonikiem, ani wreszcie samej powieści, potraktowanej fabularnie dość wnikliwie, jednak stanowiącej raczej pretekst do nakreślenia ogólnych realiów tej "gangsterskiej" epoki. Nie przekonuje mnie także problematyzacja zła jako środka i sposobu działania - to także tylko jeden z wielu, a nie podstawowy temat spektaklu. Z drugiej strony, "Zły" mógłby też stać się po prostu rozrywką w stylu broadwayowskim, do czego przedstawienie też momentami się zbliża, jednak pewnej granicy brawury i widowiskowości nie przekracza.

W efekcie ta inscenizacja faluje od pastiszu i groteski po spowiedź przed widzami, od taniego seksu po miłość na śmierć i życie, od inscenizacyjnego rozmachu po ciche, wytłumione gesty i wyznania. Nie ma ani żywiołowości "Chłopów", ani perfekcji "Lalki", ani wreszcie muzycznego hitu, który zapadałby na dłużej w pamięć. Jest za to ciekawy i niejednorodny obraz lat 50-tych i słodko-gorzka opowieść gangsterska, wykorzystująca mnóstwo inscenizacyjnych chwytów.

"Zły" to kolejna imponująca praca całego zespołu Muzycznego, skierowana tym razem raczej do pełnoletnich widzów, bo niektóre sceny są naprawdę drastyczne i na pewno nie przeznaczone dla młodzieży ze szkoły podstawowej czy gimnazjum. Przynajmniej część efektów tej pracy tym razem zabrać można ze sobą w formie płyty z piosenkami z musicalu, wyprodukowanej przez Teatr Muzyczny wraz z muzyką do "Chłopów".



Łukasz Rudziński
www.trojmiasto.pl
7 września 2015
Spektakle
Zły