Zły

"Znikomość" Teatru im. Mickiewicza w Częstochowie to trzeci z monodramów prezentowanych podczas 11. edycji Festiwalu Rzeczywistość Przedstawiona w Zabrzu (pozostałe dwa to: "Hotel Babilon" Teatry Ludowego z Krakowa i "Novecento" Teatru im. Norwida z Legnicy)

Autorem „Znikomości” jest norweski pisarz Lars Noren, dość popularny, również na polskich scenach. W swoich sztukach portretuje ludzi – wydawałoby się – zwyczajnych, ale każdy z nich ma w sobie pierwiastek zła, który uaktywnia się – prędzej lub później – w relacjach z innymi, również (a może przede wszystkim) z bliskimi. Z racji, że Noren wnika w psychikę człowieka i wydobywa na światło dzienne demony, tkwiące w jego wnętrzu, nazywany jest spadkobiercą wielkich XIX-wiecznych autorów: Ibsena, Strindberga, czy nawet Bergmana.  

Tekst „Znikomości” jest interesujący przede wszystkim z tego względu, że powstał w oparciu o prawdziwe, tragiczne wydarzenia, jakie rozegrały się w 2006 roku w jednej z niemieckich szkół. Doprowadzony przez szkolnych rówieśników na skraj rozpaczy i próg szaleństwa zabija kilkoro nauczycieli i uczniów swojej szkoły, na koniec popełniając samobójstwo. Zanim przystąpił do realizacji tego nieludzkiego planu chłopak zamieścił w Internecie wiele nagrań swoich przemówień w języku angielskim – tak, żeby mogła go zrozumieć ogromna rzesz internautów. I te właśnie przekazy, zainstalowane na portalu youtube stały się kanwą sztuki Norena.

Monodram wyreżyserował André Hübner-Ochodlo, który w Częstochowie pracuje dość często, ze względu na współpracę częstochowskiej sceny z Teatrem Atelier w Sopocie, którego Ochodlo jest założycielem i dyrektorem. W rolę ucznia wcielił się młody aktor częstochowskiej sceny, Maciej Półtorak. I ta właśnie młodość jest z jednej strony atutem tego spektaklu, zaś drugiej – pewnym utrudnieniem. Młody wiek aktora sprawia, że bohater przez niego odgrywany jest bardzo wiarygodny, ale powoduje również brak dystansu, który – uważam – jest niezbędny do tego typu kreacji.

Ważną rolę pełni w tym spektaklu również przestrzeń, która dookreśla pochodzenie traumy młodego bohatera. Uczeń znajduje się w otoczeniu szkolnej klasy: wokół siebie ma stoliki i krzesła, za sobą – tablice, na których w trakcie spektaklu będzie wypisywał swoje bluźniercze hasła. Przestrzeń klasy jest odgrodzona od nas siatką, co generuje od razu kilka skojarzeń: po pierwsze siatka sprawia, że obserwujemy ucznia jako niebezpieczny okaz zamknięty w klatce, po drugie – siatka sprawia, że uczeń czuje się zablokowany, że jest w sytuacji bez wyjścia, że znalazł się w potrzasku i jedyną drogą ucieczki jest realizacja planu oraz samobójstwo.

Nie ukrywam, że „Znikomość” to monodram trudny – widz przez godzinę jest zmuszony przyjmować pełne przemocy słowa młodego szaleńca w równie brutalnym przekazie, gdyż Maciej Półtorak gra bez żadnych odcieni, prowadzi swoją postać konsekwentnie: bohater monodramu przez cały czas jest gwałtowny, zdenerwowany, pełen nienawiści, a kiedy płacze – to tylko ze złości.

P.S. Oprócz „Znikomości” festiwalowa publiczność miała okazję oglądać tego dnia chyba najgłośniejszy spektakl ubiegłego sezonu „Naszą klasę” na podstawie równie głośnego, bo uhonorowanego Nagrodą Literacką NIKE 2010 dramatu autorstwa Tadeusza Słobodzianka. Spektakl Teatru Na Woli w Warszawie wyreżyserował Ondrej Spišák. Więcej o spektaklu tutaj.



Marta Odziomek, l: martao, h: mod123
Dziennik Teatralny Katowice
24 października 2011
Spektakle
Znikomość