Zoologiczna onomatopeja

Dwie białe twarze i całe mnóstwo dźwięków. Tak w jednym zdaniu można opisać materię spektaklu "Ampuć czyli zoologia fantatyczna". Materię bardzo przyjemną, mimo że szeptaną, wykrzykiwaną, szeleszczącą i zgrzytającą. W spektaklu obok słów bardzo istotny jest sam dźwięk. Wydobywa się ze stojącego na scenie, umiejętnie obsługiwanego kontrabasu, jak również bezpośrednio z ust aktorów oraz wykorzystywanych do produkcji odgłosów przedmiotów

Fabuła spektaklu nie odgrywa tu pierwszorzędnej roli. Mamy do czynienia przede wszystkim z teatrem formy. Forma spektaklu nie jest nazbyt wyszukana, ale również nie banalna. Bazuje na muzyczności, która stanowi fundament konstrukcji spektaklu w reżyserii Wiesława Hołdysa. Aktorzy w pomalowanych białych twarzach, ubrani na czarno wtapiają się w umuzycznioną przez nich przestrzeń. Na scenie panuje ciemność, przez którą przebijają się poszczególne dźwięki i błyski reflektorów. Aktorzy stanowiący na scenie coś, co trudno zdefiniować, emanują efemerycznością i przesiąknięci są całkowicie sceniczną rzeczywistością. Scena jest sceną z dwoma krzesłami, które „pomagają” – podobnie jak inne rekwizyty – w produkcji scenicznych dźwięków. Wszystko po to, by zaprezentować widzom zoologiczną wariację na temat Rurarzy, Przyklejaków, Fotelików i innych stworów żyjących w każdym domu. Aktorzy prezentują nam każdy gatunek i rodzaj robactwa domowych stworzonek, o których obecności nie mieliśmy nigdy wcześniej pojęcia. Dowiadujemy się, że podstawowym składnikiem chałwy jest łupież, a to, że częściej gubimy niż znajdujemy w domu małe przedmioty spowodowane jest działalnością Wnętrzaków. Okazuje się, że najgroźniejsze są jednak Minusy, co do istnienia których nigdy nie mamy pewności. To na nie w scenie końcowej (najbardziej jasnej i plastycznej) aktorzy zastawiają sporą ilość pułapek na myszy. Poprzez co scena się zamienia w jedną wielką pułapkę czyhającą na uchwycenie wszechogarniającej pustki.  

Spektakl przyjmuje formę onomatopeicznego wykładu, opartego na tekście Jana Gondowicza „Zoologia fantastyczna uzupełniona”, którego podstawową cechą jest robaczywy ale odrobinę komiczny turpizm. Obrzydlistwo miesza się z urokiem bardzo precyzyjnej gry Roberta Żurka i trochę bardziej chaotycznej gry Anny Lanczewskiej. Całość momentami urzeka, momentami bawi a chwilami budzi obrzydzenie. Reżyser ukazuje nam nieznane nam dotąd rejony naszycg domostw, gdzie na każdym kroku, czy tego chcemy, czy nie czai się jakieś zoologiczne Coś.



Magda A. Jasińska
Dziennik Teatralny Kraków
14 maja 2011