Zróbmy sobie teatr!

Chorzów miastem bluesa: o tym, dzięki niestrudzonemu Andrzejowi Matysikowi, mieszkańcy miasta wiedzą. A Chorzów teatralny? Chyba też można dziś bez ryzyka użyć tego stwierdzenia. Spektakle grane są na różnych scenach miasta, w tym bliskiej nam sztygarkowej scenie Chorzowskiego Teatru Ogrodowego. Oczywiście nie wzięło się to z powietrza, bo tradycje teatralne miasta są długie.

Kiedy Królewskiej Hucie, późniejszemu Chorzowowi, 11 lipca 1868 król Wilhelm I nadał prawa miejskie, naturalna stała się potrzeba posiadania sceny miejskiej nobilitującej tę miejscowość. Trudno bowiem było mieszkańcom zadowolić się odgrywanymi przez wędrowne trupy przedstawieniami czy też występami elwrówpod klopsztangą. Niestety musiały minąć 33 lata, aby swoje podwoje otworzyć mógł Górnośląski Teatr Ludowy, Oberschlesisches Volkstheater. Ale i tak stało się to na sześć lat przed otwarciem katowickiej sceny. Co tam w tym teatrze grywano, tego nie wiemy. Niemiecki repertuar, choć zapewne zapisany w czasopismach z tego okresu, z powodu braku zainteresowania nie jest nam znany.

W 1922 roku, kiedy miasto znalazło się w granicach Polski, pojawiła się potrzeba posiadania polskiej sceny, bo ta niemiecka nadal działała. W pierwszym odruchu zaczęły powstawać przy chorzowskich średnich szkołach szkolne zespoły teatralne. Powstała też taka scena w męskim gimnazjum klasycznym, które mieściło się przy ulicy Świętego Piotra, a do której to szkoły uczęszczał mój Ojciec. To z jego opowiadań wyłaniał się całkiem profesjonalny obraz tego przedsięwzięcia. Z grupy tworzącej zespół teatralny, oczywiście poza „aktorami", wyodrębniła się ekipa techniczna, która robiła scenografię, szyła kostiumy, no i, rzecz jasna, później w trakcie trwania przedstawienia ustawiała dekoracje i zmieniała je. Pamiętam fotografię, na której mój Ojciec z kolegami montuje wśród spływających jasnych muślinów okno. Była to chyba scenografia do „Dziadów". Wystawiane one były w sali budynku na Górze Redena, bo szkolna aula, choć duża, większego scenicznego zaplecza nie posiadała. Dodać należy też, że ta trupa teatralna miała własny zespół muzyczny wyłoniony ze szkolnej orkiestry. Myślę, że pewną atrakcją dla mojego Ojca i jego kolegów była możliwość kontaktów z koleżankami z żeńskich szkół, grającymi role kobiece, bo gimnazjum przy Św. Piotra było przecież gimnazjum męskim.

Na początku lat trzydziestych ten ruch teatralny osiągnął masę krytyczną i podczas spotkania grupy zaangażowanych chorzowian w kawiarni Hotelu Hrabia Reden zawiązała się inicjatywa pod nazwą „Reduta Śląska". Był to zespół w pełni profesjonalny i zarazem w pełni amatorski: członkami okazali się przedstawiciele różnych profesji oraz uczennice i uczniowie chorzowskich szkół. Aktorzy i ekipa techniczna nie pobierali gaży, a niewielkie wpływy z biletów pokrywały jedynie w części poniesione wydatki. Pierwszym wystawionym spektaklem była „Balladyna", grana w sali przy ulicy Wolności. O potencjale tego zespołu świadczy fakt, że do wybuchu II wojny dał on 29 premier. Zespołowi było łatwiej, kiedy to w 1934 roku w nowo wybudowanym Teatrze Ludowym znalazł swoją stałą siedzibę.

Po wojnie Reduta wznowiła swoja działalność. Wystawiła w tym czasie około 80 premier. Z początkiem lat dziewięćdziesiątych ubiegłego stulecia przerwała swoją działalność. Ale dla jej sympatyków mam dobrą wiadomość: Reduta powraca. Być może będziemy mogli ją gościć w następnej edycji Chorzowskiego Teatru Ogrodowego?



Paweł Drozd
(-)
16 września 2013