Zrozumieć Levina
„Komedia na osiem pogrzebów", bo taki podtytuł nosi „Wyjeżdżamy" Krzysztofa Warlikowskiego, subtelnie zwiastuje widzom, czego ci mogą się spodziewać - aż ośmiu pogrzebów w przeciągu trzech godzin. I niech lepiej śmieją się oni przy okazji każdego z nich, inaczej dekadencja, pesymizm i katatonia Levinowego świata przetrawi i wypluje ich z powrotem do naszej szarej, Levinowej rzeczywistości.W swoim spektaklu, opartym na „Pakujemy manatki" Hanocha Levina, Warlikowski wprawnie rozkłada na czynniki kilkanaście zabłąkanych dusz pałętających się za życia po świecie w poszukiwaniu nieosiągalnego szczęścia. Niestety, Warlikowski - zgodnie z Levinem - zauważa, że szczęście jest jedynie w naszych głowach. Dlatego bohaterowie jego spektaklu szczęśliwi są jedynie w swoich snach, marzeniach i wyobrażeniach o szczęściu. Każdego dnia jednak pozostaje im niemiłosiernie cierpieć, męczyć się i poddawać najniższym instynktom. Każdego dnia, aż do upragnionej śmierci.
Tym, czym w czytaniu Levina Warlikowski szczególnie się wyróżnia, zarówno w swoim klasycznym już „Krumie" i stosunkowo młodym przedstawieniu „Wyjeżdżamy" to umiejętność czytania postaci między ich wypowiedziami. Levin na ogół didaskalia ma skąpe, a Warlikowski jego bohaterów niemalże zawsze umieszcza w precyzyjnie trafnych, czasem mniej lub bardziej abstrakcyjnych kontekstach, które intuicyjnie i wymownie komentują działania i osobowości Levinowych postaci. Dlatego właśnie absurdalne i trudne dialogi izraelskiego pisarza wypadają tutaj tak naturalnie i dosadnie. Ponadto, dzięki temu Warlikowski z poszczególnych słów bohaterów potrafi wyciągnąć drobne, niedostrzegalne początkowo niuanse, które zawarli w swych tłumaczeniach Jacek Poniedziałek i Michał Sobelman.
Skoro już piętnastoletni „Krum" w recenzji tej akurat się napatoczył, warto poświęcić trochę uwagi na to, w jaki sposób Warlikowski te historie pośrednio kontynuuje - a uwagę, warto poświęcić z tego tytułu, iż Warlikowski kontynuacje tych bohaterów sprawnie przemyślał. Naturalnie, na pierwszym planie jest postać Elchanana grana przez Jacka Poniedziałka, który to w 2005 roku wcielił się w tytułowego Kruma. Wówczas utknął on na izraelskiej prowincji po nieudanym poszukiwaniu szczęścia zagranicą, lecz cechowała go jeszcze „jakaś" ambicja i „jakiś" egocentryzm. Dzisiaj z kolei jego postać rozkłada się już za życia na odległych peryferiach, żyje ona zaledwie śmiesznym marzeniem o wyjeździe do Szwajcarii - o wyjeździe, który zaprzepaszcza częstymi odwiedzinami u prostytutki. Kontynuowane są także losy małżeństwa Trudy i Taktyka z „Kruma" - te w „Wyjeżdżamy" przejawiają się w małżeństwie Cypory (Maja Ostaszewska) i Motka (Marek Kalita). Wówczas ich postaci skupiały się na płodzeniu kolejnych potomków i życiu w nie do końca pożądanym małżeństwie. Sprawa podobnie ma się w „Wyjeżdżamy" - z tym, że Motke w pewnym stopniu się zmienił, ponieważ przestał on być aż tak uległy swojej małżonce. Początek tej zmiany wprawnie Warlikowski zamieścił w jednej z ostatnich scen „Kruma" - warto docenić jak płynnie postanowił on losy postaci granej przez Kalitę kontynuować.
Innym aspektem, który te dwa spektakle spaja, to podobnie zagospodarowana przestrzeń. Świat Levina, Warlikowski w dalszym ciągu widzi w stylu minionej epoki, kojarzącej się - przynajmniej dla mnie - z odległym już i egzotycznym PRL-em. Aura zaściankowości, w której czas postanowił zatrzymać się dekady temu, silnie kontrastuje z marzeniami bohaterów o Ameryce i zachodnim dobrobycie, niemożliwym do zaznania w „Izraelu" - napisanym w cudzysłowie. A dlatego napisanym w cudzysłowie, gdyż Warlikowski tylko umownie przedstawia nam Izrael - gdyż tak było w tekście, a przecież topornym rozwiązaniem byłoby, gdyby nagle Żydowskie postacie Levina zaczęły opowiadać o Polsce. Niemniej jednak, poprzez PRL-owską scenografię i cała gammę różnych polskich wódek tak chętnie konsumowanych przez bohaterów przedstawienia, Warlikowski puszcza do widza oczko i jako odległe peryferie ukazuje nam tak naprawdę naszą nadwiślańską krainę.
Warto na koniec dodać, że baza „Wyjeżdżamy" składa się nie tylko z „Pakujemy manatki", a z szeregu różnych tekstów Levina. Użyto między innymi fragmenty „Jakobiego i Leidentala", „Morderstwa", „Szyca", „Wycieczki zorganizowanej" i możliwe że także innych tekstów Levina, które mogły mi umknąć. Niemniej jednak odniosłem wrażenie, że Warlikowski tym amalgamatem utworów izraelskiego dramaturga nieskromnie postawił sobie majestatyczny pomnik. I słusznie - moim zdaniem - bo chyba nikt inny w Polsce nie rozumie tego przedziwnego Levinowego świata tak dobrze jak Warlikowski.
Jan Gruca
Dziennik Teatralny Glasgow
7 grudnia 2020