Zupa wciąż ta sama

Podobno o rodzinie najwięcej dowiedzieć się można, zasiadając z nią do posiłku. Nie bez przyczyny podkreśla się znaczenie chwil spędzanych wspólnie przy stole dla budowania relacji międzyludzkich. Aby dobrze poznać troski Szyców, bohaterów dramatu Hanocha Levina i zarazem spektaklu krakowskiego Teatru Barakah - "Szyc", widz zostaje zaproszony do udziału w rodzinnym obiedzie. Pochylając się nad talerzem zupy, ląduje w świecie, który tylko na pozór wydaje się przyjazny

Tytułowy Szyc – ojciec rodziny (Kajetan Wolniewicz) to typowy żydowski przedsiębiorca, który wszędzie widzi szansę na wzbogacenie się. Jego córka Szeprahci (Monika Kufel) nie jest dla niego niczym więcej niż kawałem mięsa, po który z pewnością ktoś sięgnie, jeśli odpowiednio pomanipuluje się ceną. Żona Szyca, Cesia (Lidia Bogaczówna), żyje w przekonaniu, że nie osiągnęła w życiu nic – nawet córki nie może wydać za mąż. Dorastająca w tym materialistycznym i pozbawionym nadziei świecie Szeprahci szuka potwierdzenia swej wartości w miłości mężczyzny, jakakolwiek by ona nie była. Widz dowiaduje się tego wszystkiego podczas rodzinnego obiadu w domu Szyców, gdzie nie pada zbyt wiele słów, ale wzajemne żale, wyśpiewywane w tle, kotłują się nad stołem. Gdy w świecie tym pojawia się kolejna postać - Czerhes Peltz (Karol Śmiałek), narzeczony Szeprahci, na jaw wychodzą najpodlejsze instynkty bohaterów dramatu, a na oczach publiczności zaczyna rozpadać się imitacja rodziny Szyców. 

Czwórka aktorów wśród ubogiej scenografii przez półtorej godziny snuje uniwersalną opowieść o kryzysie rodziny we współczesnym świecie. Każdy z nich wyraziście i przekonująco opowiada historię swego bohatera i to na wszelkie sposoby, także tańcząc i śpiewając. Szczególną uwagę przykuwa rola żony Szyca. Skostniała i zamknięta w sobie Cesia Lidii Bogaczówny, okazuje się posiadać niezwykle złożony i twardy charakter. Przez jej pozorną bezpłciowość przebijają się coraz to nowe silne emocje – pragnienie władzy i wolności. Jednocześnie z pokorą znosi upokorzenia, których nie szczędzi jej zamężna już córka. Bogaczówna sprawia, że to wychodzenie Cesi „ze skorupki” jest autentyczne i przekonujące. Cały zespół dowodzi wysokich zdolności aktorskich – zwłaszcza, że forma spektaklu wymaga wielu umiejętności – także wspomnianych już śpiewu i tańca. Aktorzy wydają się być zżyci ze swoimi rolami i dobrze do nich dopasowani, co świadczy jak najlepiej o Anie Nowickiej, dla której „Szyc” był debiutem reżyserskim. 

Fakt, że Pephes Szyc i jego żona są Żydami zdradza z punktu muzyka, która towarzyszy spektaklowi właściwie nieprzerwanie. Piosenki nagrane lub śpiewane przez aktorów są dla widza źródłem wiedzy o życiu wewnętrznym bohaterów, ich pragnieniach i lękach. Renata Przemyk, autorka muzyki do spektaklu, etnicznymi brzmieniami stworzyła komentarz dla tego, co dzieje się na scenie, chwilami tak krzykliwy, że ważniejszy od toczącej się historii. 

Prostota scenografii w „Szycu” dała możliwość zastosowania interesujących rozwiązań – jak stół na kółkach, przy którym aktorzy nie tylko jedzą zupę, ale także wirują w szalonej pogoni za sensem życia, który wymknął im się z rąk. Elementy inscenizacji wjeżdżają na sceną i wyjeżdżają z niej, pozostawiając na scenie pusta przestrzeń do wypełnienia przez aktorów. Ciekawym rozwiązaniem inscenizacyjnym, zastosowanym w chorzowskim Teatrze Rozrywki było wprowadzenie dwóch rządów krzeseł na scenę. Umożliwiło to aktorom wciągnięcie publiczności w toczące się przedstawienie i stworzenie autentycznego związku między widzem a bohaterami spektaklu.  

Historia, która intryguje, śmieszy i przeraża; szalona mieszanka czarnej komedii, chwilami iście tragicznej oraz przedstawienia muzycznego, doprawiona erotyzmem i opowiedziana niespójnym językiem – od prostackich wynurzeń pełnych wulgaryzmów po błyskotliwe monologi – to istota „Szyca”. Na gościnnym występie w chorzowskim Teatrze Rozrywki zasłużył tym sobie na dopisek w repertuarze – „Spektakl tylko dla widzów dorosłych”. Możliwe jednak, że chciano ochronić młodych ludzi także przed niepokojem, który budzi się w duszy po obejrzeniu przedstawienia. Przed świadomością, że pieniądz dając życie, rujnuje je. Że nie sposób zmienić rzeczywistość, nawet jeśli przytłacza i dusi. Bo w „Szycu” ostatecznie wszystko zatacza koło. Władza wraca w ręce tego, który ją utracił. Ci, których upokarzano znów są i będą upokarzani. I wciąż ta sama zupa na stole.



Anna Leksy
Dziennik Teatralny Katowice
10 grudnia 2010
Spektakle
Szyc