Żyć i być szczęśliwym, czyli bluźnierstwo a sztuka dramatyczna

Jak odnaleźć siebie w świecie, który wciąż pędzi? Jak wiele można usprawiedliwić tragedią i czy władza to wolność? Uniwersalne prawdy i dylematy wprost z Cestarstwa Rzymskiego, na scenie w XXI wieku nie straciły na aktualności.

W ostatni weekend marca 2021 Teatr Polski we Wrocławiu zaproponował premierę „Kaliguli" na podstawie powieści Alberta Camusa w reżyserii Roberta Czechowskiego. I wcale nie trzeba było być we Wrocławiu, aby uczestniczyć w tym wydarzeniu, gdyż spektakle odbywały się on line w czasie rzeczywistym. Tak, w tym trudnym dla wszystkich czasie, można znaleźć dobre strony.

Ale nie tylko możliwość uczestniczenia w tym przedstawieniu była dobra, bo to widowisko okazało się niesamowitym, w pozytywnym znaczeniu, doznaniem i refleksją. Obcowanie ze sztuką zawsze sprawia mi przyjemność i otwiera na nowe doświadczenia. Tak było i tym razem. Robert Czechowski, na co dzień dyrektor naczelny i artystyczny Lubuskiego Teatru w Zielonej Górze, podszedł do tekstu Camusa w nowatorski sposób. Przejawia się to w już w samej tytułowej postaci, granej przez dwóch aktorów równolegle, a może nawet równocześnie.

Hubert Kowalczys i Paweł Wydrzyński w roli Kaliguli spisali się rewelacyjnie. Perfekcyjnie oddali wewnętrzną walkę bohatera z samym sobą, jednocześnie jego samotność, ale i stanowczość podejmowanych decyzji. Zapewne nie było to łatwe zadanie, by zachować prawdziwość postaci nie obdarowując jej chorobą psychiczną. Oczywiście Kaligula ma dylematy, jest rozdarty i podejmuje złe decyzje motywując je filozoficznymi wywodami, ale daleko temu do „obłąkania" w psychiatrycznym ujęciu. On po prostu jest zagubiony, samotny i nieszczęśliwy. Mało tego, Gajusza w dwóch postaciach uzupełnia, a raczej dopełnia jeszcze jego Oddech, chociaż mnie bardziej kojarzyła się ta postać z sumieniem. Podąża krok w krok za tytułowym bohaterem i ruchem przekazuje jego emocje kłębiące się w głowie i w sercu. Piotr Mateusz Wach wcielający się w tę rolę, to również choreograf i osoba odpowiedzialna za ruch sceniczny tego wydarzenia. A podkreślenia wymaga fakt, że w przedstawianiu taniec odgrywa bardzo ważną rolę i idealnie wkomponowuje się całość nadaje mu pewnego rodzaju mistycyzmu i erotyzmu. Piotr Mateusz Wach, to uznany polski performer, artysta tańca i teatru ciała. Trzeba przyznać, że sam choreograf, jak i tancerze dyskretnie wypełnili pełna napięcia przestrzeń.

Jedyne co wydaje mi się niepotrzebne w tej sztuce, to nagość. Nie mam nic przeciwko pokazywaniu cała w całej jego okazałości na teatralnych deskach, ale wtedy gdy jest to uzasadnione, jakoś potrzebne, jest wyrazem artystycznym. Tutaj wydaje mi się wręcz karykaturalne i niestety nie doszukałam się wyjaśnienia przyczyn jej użycia.

Ale skoro taniec, to zapewne i muzyka. Bardzo charakterystyczna, pełna emocji i napięcia wspaniale współgrała z tym co działo się na scenie. Za opracowanie muzyczne opowiadał Damian – Neogenn – Lindner. Taniec współczesny plus muzyka elektroniczna, wiec całość domykają jeszcze wizualizacje, które co raz częściej są wykorzystywane w teatrze. Jakub Psuja, który przygotował tę cześć spektaklu, zadbał o nawiązania do czasów Cesarstwa Rzymskiego wplatając antyczne elementy. Jednak wartka akcja, dialogi i monologi, tancerze, muzyka odrobinę przygasiły tę formę wyrazu. Ale wracając do aktorów to postać Caesonii, w którą wcieliła się Anna Haba, to główna rola żeńska.

Trudna i również skomplikowana emocjonalnie – Ceasonia boryka się z ogromną miłością do Kaliguli, jednocześnie zdając sobie sprawę ze niedorzeczności jego rządów prowadzących do zguby. Do zguby jego podwładnych, ale i jego samego. No i oczywiście Mariusz Kilian, jako Helikon, który nigdy nie myśli, bo jest na to zbyt inteligentny. Zaufany człowiek Kaliguli, ale czy na pewno?

To jednoaktowe przedstawienie, to filozoficzne rozważania na temat moralności – kontakty kazirodcze, śmierci – jako uzyskania wolności, wolności – czyli czego? Sam tekst może być kopalnią złotych myśli, chociażby przytoczone już: „Ja nie myślę, jestem na to zbyt inteligentny", czy „rządzić znaczy kraść". Kolejną niewątpliwą zaletą „Kaliguli" w Teatrze Polskim we Wrocławiu, poza interpretacją i uwspółcześnieniem tekstu oraz fantastyczną grą aktorską, jest zapewne pozostawienie w widzu wielu tematów do dyskusji „na później". Bo czy bezpieczeństwo i logika idą w parze? Albo rozprawka na temat „bluźnierstwo a sztuka dramatyczna".

Przeżycie, tak streaming tego przedstawienia, to przeżycie. Wymagające skupienia i koncentracji, a również zatrzymania się. Pochylenia nad człowieczeństwem i kierunkiem, w którym ono zmierza. Ból bohatera staje się naszym własnym bólem, z którym każdy musi sobie poradzić, a ponoć cierpienie uszlachetnia...



Anna Kłapcińska
Dziennik Teatralny Kraków
30 marca 2021
Spektakle
Kaligula