Życie grozi śmiercią

"Dostałam bóli. Zamknęłam się w łazience. Nalałam wody do wanny. Gdzieś tak do połowy łydek. Stanęłam i urodziłam. To był chłopiec. Dziecko wpadło do wody. Pępowinę przecięłam żyletką albo nożyczkami. Nie podwiązywałam. Ten moment, kiedy to się stało, co ja tam przeżywałam, tego nikt nie wie, tylko ja wiem" - mówi Karolina Lichocińska w monodramie "Beczka". Dlaczego przestroga z Czerniejowa nie dociera do ludzi? Nie wali po oczach? Nie mówi, ludzie! Co robicie?

23 października 2010 roku, podczas premiery monodramu „Beczka”, Tomasz Walczak w roli reżysera oraz Karolina Lichocińska jako główna i jedyna odtwórczyni – „walnęli” widzom po oczach. Twórcy Teatralnego Studia Młodych ALTER EGO, opowiedzieli znaną dobrze historię o rodzinie, w której przez wiele lat rozgrywał się dramat. O kobiecie, która dawała i odbierała życie swoim dzieciom. Pomimo medialnego szumu o sprawie, dziesiątek wstrząsających artykułów, wzmianek i licznych relacji z rozpraw sądowych - dramat specjalnie nie dotyka zwykłego zabieganego człowieka. Bo tak naprawdę to ile osób czyta prasę? Z badań medioznawców wynika, że blisko 80 % Polaków nie rozumie przekazu informacyjnego. Nawet jeśli widzieliśmy materiał , tłumaczenie jest proste – morderstwa działy się daleko od nas, a u nas to się wcale nie zdarza…
                                  
A przypadki dzieciobójstwa były i będą i trzeba o tym mówić. Zaproponowana nam 23 października  forma przekazu „tu i teraz” zdecydowanie bardziej i znacznie głębiej przemawia do odbiorcy, niż dokument o cyfrowej jakości dźwięku i obrazu.

– Pomysł przeniesienie tej wstrząsającej historii na deski sceniczne zrodził się, wraz z artykułem w Wysokich Obcasach, tekst reportażu stał się kanwą naszego scenariusza. Przycinaliśmy, zmienialiśmy, dopisywaliśmy i za słowami pojawiały się obrazy. Założenie było takie, aby nie epatować widza tragedią, raczej by potrząsnąć społeczeństwem, że takie rzeczy dzieją się obok nas, a my głusi i ślepi wolimy pozostawać – mówi reżyser spektaklu.

Scena ma kilka metrów kwadratowych powierzchni, rekwizytem stara skrzynia i stare krzesło, za to pełne garście słów, gestów, krzyków i nachalne stukanie obcasów. Obsceniczny miejscami monolog wypowiadany przez bohaterkę tworzy makabryczną i bulwersującą spowiedź morderczyni, która pragnie wykrzyczeć swój ból, która chce zrozumienia, ale nie oczekuje pocieszenia i przebaczenia, bo wie, że to w jej przypadku nieosiągalne. Karolina świetnie huśta emocjami, znakomicie balansuje przy tym na granicy prywatności i kreowanej postaci. Jest agresywna, zaczepna, irytująca i fascynująca zarazem. Aktorka przez ponad pół godziny utrzymuje kontakt z publicznością, tworzy i kontroluje napięcie emocjonalne. Nie ma zamiaru podobać się widzowi, atakuje go drastycznymi obrazami dokonywanych zabójstw. Czasami wręcz wyrzyguje na scenę nagromadzone przez lata uczucia. Po ostatnim słowie bohaterki zapada cisza… Najpiękniejsza i najboleśniejsza jaką przeżyłam w teatrze. Później rozbrzmiały oklaski i polały się łzy.

Trzeba mieć naprawdę poważny powód, by wyjść samemu na scenę. Monodramem zapraszam przecież do intymnej, bliskiej rozmowy, która toczy się tu i teraz. Ta rozmowa musi być do końca szczera - mówi Wiesław Komasa, jeden z najwybitniejszych monodramistów w Polsce. Czy twórcy „Beczki” mieli wystarczający powód? Oceńcie  sami…

„Nie przeraziło mnie, że znaleźli tę beczkę. Mnie lżej się zrobiło, że w końcu ten mój koszmar się skończy. Tylko przeraziła mnie liczba dzieci. Bo ja byłam przekonana, że tam jest troje. Nawet nie dopuszczałam do siebie myśli, że w tej wannie urodziłam pięcioro”.



Marta Zastawna
Dziennik Elbląski
23 listopada 2010