Życie jak polędwica

"Szyc" Hanocha Levina to absolutna antyteza dobrego mleczarza Tewjego z musicalu "Skrzypek na dachu". Stereotyp biednego, lecz wyrozumiałego żydowskiego ojca, któremu leży na sercu dobra relacja z Bogiem i małżeńskie szczęście córek, w Szycu jest zastąpiony pozbawionym duchowości i uczuć skąpcem, dla którego liczą się jedynie pieniądze i niepohamowana konsumpcja

Pierwsza scena ukazuje rodzinę Szyców przy stole. Ich zachowanie przy jedzeniu stanowi świetną metaforę panujących między nimi relacji. Wspólną cechą wszystkich postaci jest bowiem nieokiełznana zachłanność, sprowadzająca życie do wymiaru prymitywnej, zwierzęcej konsumpcji. Jednym z ważniejszych symboli w przedstawieniu jest mięso: Pephes Szyc (Kajetan Wolniewicz) wyznaje miłość plasterkom salami, jego żona Cesia (Lidia Bogaczówna) wciąż kalkuluje ceny polędwicy. Córka Szyców Szeprahci (Monika Kufel) kompulsywnie pochłania parówki i kotlety, sama będąc traktowana jak kawał mięsa, które trzeba sprzedać w małżeństwo. Jej narzeczony (i późniejszy mąż) Czerhes (Karol Śmiałek) najchętniej widziałby ją zredukowaną do bezimiennego tyłka i piersi, ostatecznie uprzedmiotowionego kawałka mięsa.  

W świecie ukazanym w tekście Levina relacje rodzinne nie przekładają się na prawdziwe uczucia. Rodzice traktują córkę jak towar na sprzedaż, żona Szyca czeka na jego zgon, by wyjechać za ocean, dzieci w niecierpliwym oczekiwaniu na śmierć ojca planują interesy za jego pieniądze. Rozmowy o uczuciach są zastąpione przez rozmowy o pieniądzach, ze sceny co chwila padają kolejne liczby. Zaręczyny, ślub, posiłki, wspólne życie – wszystko jest okazją do bezustannych targów. Dopiero wybuch wojny i śmierć Czerhesa na polu walki przerywają na chwilę rodzinne podgryzanie się, powlekając wszystko patyną patosu. Nie na długo jednak – wspomnienie o zięciu Szyc bezlitośnie spycha pod stół, biorąc odwet za wcześniejsze traktowanie. Rodzina Szyców nie jest zdolna do zmiany. Przedstawienie kończy się tak jak się zaczęło: w takt szurających o talerze łyżek, mierzących jakość życia według wzrastających cen polędwicy. 

Szyc Any Nowickiej bardzo dużo zawdzięcza muzyce Renaty Przemyk, która, łącząc w elementy musicalu i muzyki klezmerskiej, wnosi do spektaklu dużo energii i – miejscami – prawdziwego dramatyzmu. O ile nasilające się chwilami infantylne rymy psuły efekt niektórych piosenek (wyraźnie odcinających się na tle przeważnie wartko płynącego tekstu w przekładzie Michała Sobelmana), to w ogólnym rozrachunku quasi-musicalowa konwencja wzbogaciła spektakl, stwarzając aktorom szansę przekazania silnych emocji. (Tu szczególny ukłon należy się w stronę świetnego wokalu Karola Śmiałka.) 

Przyjęta przez Teatr Barakah konwencja mówienia o rzeczach trudnych w sposób przerysowany i groteskowy w Szycu sprawdza się znakomicie. Unieruchomiony na klozecie, wciąż domagający się kiełbasy Pephes jest absudalnie zezwierzęcony, odrażający – a przez to tym dobitniej uświadamia widzom, jak nisko upadło jego człowieczeństwo. Trudno się zatem dziwić, że za skutecznością wypracowanego przez Nowicką i jej zespół teatralnego języka przemawia niepowtarzalny argument: w przepełnione rzędy maleńkiej widowni w Barakah podczas przedstawienia trudno byłoby wcisnąć choćby szpilkę.



Aleksandra Kamińska
Dziennik Teatralny Kraków
24 listopada 2011
Spektakle
Szyc