Życie jest nieznośnie lekkie, czy też ledwo dźwigamy jego ciężar?

"Lekkość i ciężar" - taki tytuł nosi najnowszy spektakl Teatru Znak w reżyserii Janusza Gawrysiaka. Oparty na głośnej powieści Milana Kundery "Nieznośna lekkość bytu", opowiada nieco mgliście historię lekarza, uwikłanego mimo woli w niebezpieczny romans i z polityką, i z kobietą.

Pierwsze wrażenie - dużej kameralności niewielkiej salki teatralnej we wrzeszczańskim Manhattanie - pozostało we mnie do końca spektaklu. Mimo oczywistych niedogodności - brak jednej ściany, którą tworzy kotara, miejsca dla nie więcej niż 15 widzów - Janusz Gawrysiak potraktował tę przestrzeń z dużą powagą i, niczym w kameralnym kinie, zaprezentował spektakl ambitny, choć posiadający momentami cechy szkolnej etiudy. Opierając się na treści dwóch części "Nieznośnej lekkości bytu" - pierwszej i piątej, noszących tytuł "Lekkość i ciężar" - postawił na antynomię tych dwu jakości w życiu lekarza Tomasza, który z powodu publikacji pewnego artykułu, niczym nieświadome doniosłych wydarzeń historycznych dziecko, staje się "niechcący" wrogiem ludu.

Postać Tomasza została wykreowana przez młodego aktora Piotra Mahlika. Wykorzystał on w pełni swoje warunki, zarówno głosowe, jak i cielesne. Zbudował wizerunek człowieka znającego swoją wartość, wynikającą z pozycji społecznej lekarza, mającego także świadomość swoich męskich walorów. Jednak ten silny, atrakcyjny mężczyzna był jednocześnie zupełnie nieporadny życiowo, podatny na wpływy i oceny innych. Całkowicie bezbronny wobec kobiecych wdzięków, ale i wobec nacisków - początkowo subtelnych, potem zupełnie jawnych - Franza, świetnie zagranego przez Adriana Bartosia. Jedynym niewykorzystanym elementem spektaklu stały się kobiety, a może raczej dziewczynki, towarzyszące głównemu bohaterowi niemal przez cały czas. Otaczały go szczebioczącym i chichoczącym wianuszkiem, gdy wygłaszał ważkie filozoficzne kwestie. Były tłem, które odbierało wszelką powagę jego słowom. I choć mówił bardzo serio, zdawał się być jedynie kogucikiem stroszącym piórka, aby im się przypodobać. Może z tego powodu nie wybrzmiały w spektaklu ważne pytania o ocenę morderczych reżimów.

W "Lekkości i ciężarze" wiele jest erotyki - od tej wyrażanej różowymi getrami, po zmysłowe ruchy i nagość. Mimo pięknych ciał, zabrakło jednak prawdziwej kobiecości, która zagrałaby na równi z męskością Tomasza. Podjęcie dwu tak rożnych tematów, jak miłość i polityka, sprawiło najwyraźniej zarówno aktorom, jak i reżyserowi niemało trudności. Mimo dobrze skomponowanych i zagranych scen całość nie tworzy spójnej opowieści. 

Udało się Gawrysiakowi dotknąć kilku ważnych w prozie Kundery problemów. Postawił pytanie o prawdziwość tezy, że pojedyncze decyzje nie mają znaczenia, że są lekkie, ponieważ nie są w stanie pociągnąć nas w dół. Przecież "miłość może zacząć się od jednej metafory", a w politykę można uwikłać się niechcący, gdy ktoś zmieni znaczenie naszych słów. Jak więc jest naprawdę? Życie jest nieznośnie lekkie, czy też ledwo dźwigamy jego ciężar? Odpowiedzi na te pytania widz musi jednak udzielić sobie sam. Spektakl Teatru Znak wymaga jeszcze solidnego szlifu, w końcu jest grany przez amatorów, ale jest to pozycja, którą na pewno można polecić.



Magdalena Hajdysz
Gazeta Wyborcza Trójmiasto
19 marca 2009